wtorek, 2 września 2014


Choroba dekompresyjna nurków rekraacyjnych part. 3

Jak już wcześniej deklarowałem, jestem wiernym czytelnikiem Nuras Info. Od jakiegoś czasu pewien Autor pragnie za wszelką cenę dowieść, że nurkowanie rekraacyjne prowadzi do autodestrukcji osób je uprawiających.

Dziś miałem, wątpliwą przyjemność, przeczytania kolejnych wynurzeń Autora jako trzeci odcinek traktujący o chorobie dekompresyjnej nurów rekraacyjnych. Sama zbitka jest chora bowiem wyszło na to, że na chorobę dekompresyjną zapadają nurkowie rekraacyjni a  „inni” – nie.

W prawdzie Autor był uprzejmy przebąknąć coś o minimum deco – po mojej ostatniej ripoście. A nawet załączył wykres – szkoda tylko, że ten wykres jest do du..py ponieważ nie uwzględnia „transferu” pomiędzy przystankami. Nie wspomnę już o tym, że ja pierwszy przystanek ustawiłbym na 18 m a nie na 15 (przy nurkowaniu na 30 m). Autor poszukał czegoś w necie, znalazł co znalazł i błysnął.

Cała reszta wywodu oparta jest na dywagacji co by było gdyby było. Autor na siłę próbuje dowieść swoich tez z poprzednich artykułów. Pisze o karach w postaci skrócenia limitów NDL, pisze że komputery korzystające z RGBM nie analizują tego co faktycznie robi nurek a w końcowej fazie wskazuje, że przerwa powierzchniowa nie powinna być krótsza od 2-4 h.

I tu dokonał odkrycia – gratuluję.

Ostatni akapit jest rewelacyjny. Dotyczy wynurzeń awaryjnych. Wprawdzie Autor nie był uprzejmy napisać czy chodzi mu o wynurzenie awaryjne kontrolowane czy też nie ale pozwolił sobie stwierdzić, że:

„Czasem nurkowie rekreacyjni niezbyt dobrze panują nad swoim sprzętem co może skończyć się tym, że nieopanowana pływalność wyrzuci ich na powierzchnię albo też zagapią się i zużyją cały zapas gazu co zmusi ich do awaryjnego szybkiego wynurzenia”

 

Panie Pawle instruktorze Poręba, nurkowie, którzy nie panują nad swoim sprzętem nie otrzymują licencji i nie są nurkami jakimikolwiek. Być może w Pana systemie szkolenia jest inaczej.

Jeśli tak, życzę Panu i osobom z Panem nurkującym tyle samo szczęśliwych zanurzeń co i wynurzeń.


Pozdrawiam

Aleksander

niedziela, 31 sierpnia 2014


Turcja

Słoneczna Turecka Riwiera, co rok kusi wielu podróżników. Miałem okazję odwiedzić niewielką turystyczną miejscowość o nazwie Evrenseki. Miasteczko, jakich wiele na Tureckim wybrzeżu. Ta mieścina, często mylona z dzielnicą Side położona jest około 50 km na wschód od Antalya gdzie znajduje się międzynarodowy port lotniczy.

Podróż, a dokładniej lot, upływa szybko. Start z portu lotniczego im. Wł. Reymonta a po dwóch godzinach i trzydziestu minutach samolot sprawnie siada na pasie lotniska w Antalya. Trzeba przestawić zegarki, różnica czasu wynosi godzinę. Wysiadamy z klimatyzowanego samolotu i… uderza nas gorące, wilgotne, śródziemnomorskie powietrze. Jest około szesnastej naszego czasu (w Antalya siedemnasta) a temperatura powietrza około czterdziestu stopni. Port lotniczy jest imponujący. Głównymi klientami tego lotniska są Rosjanie. Komunikaty są podawane przede wszystkim w języku rosyjskim a dopiero później w języku niemieckim i angielskim. Z odprawą paszportową nie ma problemu. Czekamy na bagaż przy podajniku. Czas oczekiwania umila nam dogłębne zrozumienia ogromnego napisu: ХАРОСЦЕВО ОДИЧА. Mamy nadzieję, że tak będzie. Obsługa lotniska nie próżnuje, po kilkunastu minutach opuszczamy terminal, ciągnąc za sobą bagaż i udajemy się do autokarów. Nad sprawnością transferu czuwa Rezydent (w tym przypadku Rezydentka J). Autokar jest klimatyzowany, zaopatrzony w chłodne napoje – to dobrze. Podróż z lotniska do Evrenseki zajmuje około pięćdziesięciu minut. Poruszamy się sprawnie dwupasmową – momentami trójpasmową drogą dobrej jakości. Zmieniający się krajobraz jest pełen sprzeczności. Naprawdę ciężko zdefiniować miejsce, w którym się znaleźliśmy. Mijamy slumsy, składy materiałów budowlanych, okazałe rezydencje, hotele mniej lub bardziej imponujące, stacje benzynowe znanych koncernów, przydrożne dystrybutory paliw, firmy sprzedające najprzeróżniejsze artykuły. Mijamy też przydrożnych handlarzy. Można by rzec, że krajobraz podobny jest do polskiego ale jednak jest inaczej. Odczuwa się jakąś większą dysproporcję a jednocześnie doświadcza poczucia, że jest w tym chaosie jakiś sens – wkrótce przyjdzie się nam o tym przekonać J.

Dotarliśmy do hotelu. Na pierwszy rzut oka lokalizacja wydaje się…zwykła. Hotel czterogwiazdkowy, miła obsługa – standard. Dopiero na drugi dzień po wyjściu z hotelu i ogarnięciu okolicy zdajemy sobie sprawę gdzie jesteśmy. Miasteczko Evrenseki położone jest pomiędzy wybrzeżem morza śródziemnego a górami Taurus. Widok jest niesamowity. Do morza idzie się w kierunku południowym a w góry w kierunku północnym – dokładnie na odwrót jak ma to miejsce w Polsce i przyznam, że chyba tak jest poprawnie J. Samo miasteczko położone jest w małej dolinie. Powrót z nad brzegu morza śródziemnego daje wspaniały widok na góry.

 

Turcja jawi się być krajem o dość prostej konstrukcji. Jeśli coś działa to nie należy tego poprawiać, nawet jeśli działa nie do końca dobrze. Ogólnie rzecz ujmując lepsze jest wrogiem dobrego a marnowanie sił i energii na wykonywanie czynności zbędnych nie jest praktykowanie – podoba mi się J. Dla przykładu: co robi się w Polsce aby ukrócić proceder parkowania na chodnikach? Ano, stawia się znaki, maluje koperty, angażuje straż miejską, paru nadgorliwców strzela foty i policji wysyła, czasami straż miejska zakłada blokady. Popatrzcie ile sił i środków zostało zaangażowanych do wali z parkowaniem na chodniku. Efekty są i tak mierne. A co zrobiono w Turcji? – krawężniki wysokie na 40 cm. Proste? Pewnie, że proste. Nie ma znaków, strażników, policjantów i nadgorliwców z aparatami. Nikt nie parkuje na chodniku bo się nie da nań wjechać. W Turcji jest mnóstwo jednośladów – skutery, motorowery, motocykle. Wszyscy jeżdżą bez kasków ale nie zauważyłem palantów jeżdżących na jednym kole, wyprzedzających na trzeciego czy też jeszcze kolejnego, używających świateł drogowych w terenie zabudowanym czy w ogóle pchających się pod koła samochodów. Ciekawe dlaczego?. Może nasi rodzimi cykliści mając zakute główki uważają się za nieśmiertelnych a ci w Turcji mierzą siły na zamiary – sam nie wiem. Ogólnie transport w Turcji jest…praktyczny. Nie ma przystanków autobusowych. Bus staje w miejscu mniej więcej powszechnie umówionym o godzinie mniej więcej odpowiedniej i nikt się nie skarży. To czy autobus jedzie co pięć czy co piętnaście minut nie ma znaczenia. Wszyscy są i tak na czas – fenomen. Że też nasza rodzima komunikacja tak nie potrafi. Ciekawą formą komunikowania się jest klakson. Zupełnie inaczej trąbi się aby powiedzieć „nie spij, ruszaj”, inaczej „czekam po drugiej stronie ulicy” a jeszcze inaczej „cześć, co słychać?”. Możecie wierzyć albo nie ale tureccy kierowcy opanowali do perfekcji komunikację za pomocą klaksonu. To może tyle na temat transportu.

Turcy są ludźmi bardzo otwartymi i praktycznymi. W prowadzonych przez nich sklepach można kupić wszystko choć są również sklepy prowadzące sprzedaż tylko jednego asortymentu. Ciekawe jest to, że w obrębie takich sklepów znajdują się również tzw. cash pointy gdzie można wymieniać walutę. Obecny kurs liry tureckiej do euro to około 2,8 : 1 a liry tureckiej do dolara 2,08 : 1. Najchętniej przyjmowaną walutą jest euro. Turcja jest krajem muzułmańskim a więc krajem, w którym silnie zakorzeniona jest tradycja bakszyszu. Pięć dolarów w paszporcie w trakcie meldowania w hotelu potrafi zdziałać cuda. Również kelnerzy i kierowcy winni być obdarowani drobnymi kwotami, nie należy zapominać o personelu sprzątającym w hotelu.

Ponieważ jesteśmy nad morzem śródziemnym oczywistym jest, że królują to sporty wodne. Jest naprawdę gorąco. Piasek na plaży ma kolor pieprzu a o godzinie jedenastej jest tak rozgrzany, że ciężko jest po nim przejść bosą stopą. Obsługa polewa plażę wodą. Na plaży dostępne są wszystkie sporty wodne ale można tez zanurkować.

W tym celu udajemy się do zabytkowej miejscowości Side gdzie w bezpośrednim sąsiedztwie ruin świątyni Apolla znajduje się port.

 

W porcie cumuje łódź należąca do centrum nurkowego Silver Diving Center.

Na łodzi znajduje się już spora liczba osób. Jesteśmy zaproszeniu na górny pokład. Każdy siada gdzie może. Dostępne są materace. Po upływie około pół godziny na łódź wchodzi kolejna grupa osób. Na mój gust docelowo na łodzi jest około 60 osób (w tym dzieci) plus załoga. Zaczyna się „odprawa” jesteśmy dzieleni na grupy – anglojęzyczna, niemieckojęzyczna i oczywiście rosyjskojęzyczna. Prowadzący odprawę opowiadają o podstawach nurkowania. Dla osób nie mających pojęcia o nurkowaniu ta odprawa niczego nie wnosi – dla tych co są w temacie też. Na szczęście opiekunowie małoletnich nie zdecydowali się na to aby ich podopieczni rozpoczęli przygodę z nurkowaniem.

Na łodzi jest kilka zupełnie do siebie nie pasujących do siebie grup. Są nurkowie z licencjami, są osoby które ewentualnie chciałyby spróbować, są osoby towarzyszące i są dzieci. Odnoszę wrażenie, że organizatorowi zależy wyłącznie na zarobku – reszta nie ma znaczenia.

Wypływamy z portu. Łódź jest płaskodenna. Buja niemiłosiernie mimo, że są stosunkowo małe fale. Wiele osób wymiotuje wielokrotnie. W drodze powrotnej jedna z uczestniczek, widząc że jesteśmy blisko portu, wyskakuje z łodzi i wpław wraca na brzeg.

W ofercie składanej przez organizatora były informacje o nurkowaniu w zalanych ruinach. Mamiono nas możliwością zobaczenia delfinów i żółwi Karetta. Oczywiście nic takiego nie miało miejsca. Pod wodą zobaczyliśmy jedynie trawę morską (w trakcie pierwszego nurkowania) a dodatkowo trzeba było walczyć z prądem przed, którym nikt nas nie ostrzegał. W ogóle Turcy mają dość ciekawy sposób nurkowania. Zaczynają z prądem a następnie kończą nurkowanie wracając pod prąd. W czasie drugiego nurkowania padł inflator w moim BCD – wyciek powietrza. Zgłosiłem prowadzącemu nurkowane – machnął ręką i tak dokończyliśmy nurka.

Powyższe jest jednak niczym wobec zostawienia na morzu ludzi. Po drugim nurkowaniu snorkowałem  synem przy łodzi. W pewnym momencie załoga uruchomiła silniki i łódź zaczęła odpływać. Tylko reakcja jednego z pasażerów uchroniła nas przed powrotem wpław do brzegu.

Brak poszanowania elementarnych zasad bezpieczeństw w tej bazie jest skandaliczny. Niestety baza ta reklamuje się jako centrum PADI co chyba nie wiele ma wspólnego z profesjonalizmem.

Mam nadzieję, że w Turcji da się jednak zrobić fajne i bezpieczne nurkowania.

   

Pozdrawiam

Aleksander

czwartek, 7 sierpnia 2014


Techniczni

Jako, że wierny ze mnie czytelnik „Nuras Info” takoż i tym razem przeczytałem sierpniowy numer. W poprzednim zamieszczony był artykuł traktujący o chorobie dekompresyjnej nurków rekreacyjnych cz.1. Jak łatwo się domyślić w bieżącym numerze jest część druga tego wywodu. O ile do pierwszej części można nie mieć jakiś szczególnych uwag o tyle w części drugiej autor popuścił wodzy fantazji.

Nad kluczowym i chyba jednak z założenia błędnym podziałem na nurków technicznych i rekreacyjnych nie będę się rozwodził  bo doskonale robią to inni. Zwłaszcza, że zaproponowany przez Autora podział jest jeszcze bardziej rozmyty niż te, z którymi można się spotkać.

Okazuje się bowiem, że nurek rekreacyjny to taki co nurkuje na jednej butli wypełnionej powietrzem lub nitroxem; zasadniczo nurkuje nie głębiej niż na czterdzieści kilka metrów; nurek taki nie posiada wiedzy na temat dekompresji; nie posiada sprzętu i wiedzy do pracy z wirtualnym stropem a do tego wszystkiego nurkuje przy użyciu komputerów, które mają BŁEDNE MODELE DEKOMPRESYJNE (wprost nie mogę się doczekać jak z takimi tezami zapoznają się czołowi producenci czyli SUUNTO i UWATEC – będzie pysznie zwłaszcza, że wysłanie im przetłumaczonego tekstu naprawdę nie jest problemem).

Ale do rzeczy. Biorąc pod uwagę powyższą definicję nurka rekreacyjnego cała reszta to techniczni. Czyli jak nurkuję z pojedynczą butlą i steagem na 50 m na powietrzu gdzie w steagu mam nitrox i mam komputer np. Liquivision X1 to jestem prawie techniczny, czy może bardziej rekreacyjny? A może rzecz w tym żeby przyodziać się w suchara z 8 000 PLN, zaordynować sobie uprząż i komputer od pewnego rodzimego producenta i oczywiście zrobić z pięć kursów u Autora? No jeśli tak to wystarczyło to napisać – przynajmniej byłoby fair. W tej chwili wyszło na to, że nurkujący rekreacyjnie powinni oddać swoje licencje. Bo co można powiedzieć o nurku P2 czy P3, który ma w programie dekompresję skoro według Autora nie ma wiedzy i umiejętności do nurkowań dekompresyjnych – no przyjdzie oddać licencje.

Ale wróćmy do modeli. Autor zestawia model Buhlmanna z modelem ZHL16, który jak rozumiem jest wykorzystywany w w/w komputerze. To jest oczywisty przypadek. Podobnie jak to, że ludzie nurkujący w oparciu o pierwszy algorytm żyją i mają się dobrze. Mało tego mają trzydziestoletni starz nurkowy i zaliczone nurkowania praktycznie we wszystkich miejscach na świecie.

Autor najwyraźniej nie wie, że większość nurków rekreacyjnych nurkuje z użyciem procedury minimum deco, choć wcale nie muszą tego robić a to oznacza, że zaproponowane przez Autora przystanki i ich czas mają się nijak do tego, co rzeczywiście jest realizowane. Rzecz w tym, aby nie pchać się pod strop a jak już się pod niego wpadnie to sobie poradzić. Ale przecież to niemożliwe, ponieważ nurkowie rekreacyjni nie mają takiej wiedzy.

Powróćmy jeszcze na chwilę do definicji nurka, jako takiego bez podziału na technicznych i rekreacyjnych. Pewna organizacja nurkowa szczodrze obdziela wczasowiczów certyfikatami po przeprowadzeniu kursu kilkudniowego w czasie tygodniowego wyjazdu. Nurkowania oczywiście w ciepłej wodzie o dużej przejrzystości.

Sorry, ale dla mnie to nie jest jakikolwiek nurek mimo posiadanego certyfikatu. Nurkowanie w Morzu Bałtyckim nie ma nic wspólnego z nurkowaniem w Morzu Czerwonym i trudno się dziwić, że taki „egipski nurek” nie radzi sobie choćby w polskim jeziorze o morzu nie wspominając. Nie bez powodu są w Polsce bazy organizujące kursy returnowe dla tych, co zdobyli uprawnienia w Egipcie i chcą dalej nurkować głównie w polskich warunkach.

Może w obserwacjach Autora przeważają właśnie tacy nurkowie albo tacy, co mają certyfikat ale nie nurkowali długi okres czasu i nagle im się przypomniało. Nurków, którzy zdobyli certyfikaty w opisany wyżej sposób jest cała masa i może ta właśnie efekt skali, którego Autor nie uwzględnił co zaprowadziło Go do tak błędnych wniosków.

Zupełnie nie wiem skąd Autor wpadł na pomysł, że nurkowie rekreacyjni nie potrafią rozpoznać oznak choroby dekompresyjnej, że nie wiedzą, do czego służy zestaw tlenowy? Czy Autor może się pochwalić jakimiś wiarygodnymi badaniami w tym temacie?

Sumując Koleżanki i Koledzy, jak nie macie w tytule TXT, nTX, TEC albo jeszcze innego podobnego skrótu to jesteście dla siebie samych zagrożeniem. Jesteście niedouczeni, macie badziewny sprzęt i niech ktoś wreszcie to powie: BIEGIEM NA KURS DO AUTORA a jak nie to won z wody. Zaworów tylko pilnujcie bo jak wiadomo brak tlenu jest groźny, czasami objawia się w tekstach pisanych

Pozdrawiam

Aleksander

środa, 23 lipca 2014


Zakręceni

Czym jest dla nurka szkolenie?  Czy jest to jakiś dramat, trauma, dyskomfort, obowiązek a może przymus lub kolejny „check” na drodze do uzyskania certyfikatu? Jeśli, choć jeden raz widzisz siebie przez pryzmat wymienionych powyżej odczuć – odpuść sobie nurkowanie, tak będzie lepiej dla Ciebie i innych.

Zakręcanie zaworu butli jest czynnością praktykowaną od wielu lat. Jakoś tak się utarło, że ostatecznym testem przydatności kursanta do osiągnięcia statusu nurka było zakręcenie zaworu butli. Praktykę tą, niektórzy instruktorzy rozwinęli do granic perfekcjonizmu. Świetnym obrazem są kursy wrakowo – morskie gdzie kursant jest owinięty siecią jak baleron, nie ma możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu – o wycinaniu się z sieci , nie ma mowy. W tych „komfortowych” warunkach ma zakręcany zawór butli.

Zapytam: po co?, w jakim celu?. Skoro nie może się ruszyć to tym bardziej nie może odkręcić zaworu. No chyba, że założeniem tego „ćwiczenia” jest zaprezentowanie kursantowi podstaw z umierania czyli jak to jest na początku końca.

Są też tacy „eksperci” co zakręcają zawór „do połowy”. Mówią później, że specjalnie tak zrobili aby nie pozbawiać czynnika oddechowego.

Czy mają rację?

Nurek wyczuwający znaczny opór oddechowy (będący następstwem „przykręcenia” zaworu butli) może w drodze paniki podjąć decyzję o natychmiastowym wynurzeniu. To wynurzenie skończy się w sposób dramatyczny gdy nurek zatrzyma oddech.

Zwolennicy zakręcania zaworu, zowią tą czynność „ćwiczeniem” jednak nie precyzują jakie umiejętności ma ta czynność ćwiczyć. Zastanówmy się -  sytuacja z jaką spotyka się nurek w momencie zakręcenia zaworu odpowiada sytuacji zamarznięcia pierwszego stopnia. W każdym innym przypadku nurek nie ma do czynienia z gwałtownym odcięciem czynnika oddechowego. Jak zamarznie mu drugi stopień ma automat zapasowy, jeśli pęknie wąż drugiego stopnia również ma automat zapasowy, jeśli przeholuje z rezerwą gazu to też nie dojdzie do gwałtownego odcięcia czynnika oddechowego.

Czy w związku z powyższym nie lepiej jest uczyć oddychania kilku nurków z jednego automatu? Czy nie lepiej uczyć technik opanowywania emocji i zapobiegania panice? Zamiast wiązać nurka siecią  i oczekiwać, że siłą woli odkręci zawór?.

Chyba warto też uczyć trzymania się dobrych praktyk. Człowiek manipulujący przy sprzęcie innego nurka bez jego wiedzy jest winien wypadku nurkowego ze wszystkimi tego konsekwencjami (jeśli do wypadku dojdzie, oby nie doszło). Całkowicie niedopuszczalne jest manipulowanie przy sprzęcie innego nurka za wyjątkiem check przed nurkowaniem lub w sytuacji prowadzenia akcji ratowniczej lub w sytuacji gdy nurek o to wyraźnie prosi. Każda organizacja nurkowa powinna z całą stanowczością eliminować ze swoich szeregów „żartownisiów” pozwalających sobie na bezmyślną „zabawę” ze sprzętem innych nurków. Te reakcje federacji powinny być tym bardziej transparentne i przejrzyste im bardzie dotyczy to instruktorów a już na pewno zdarzenia takie powinny być szczegółowo wyjaśniane a wyniki tych wyjaśnień publikowane – ku przestrodze.

Pozdrawiam

Aleksander

czwartek, 17 lipca 2014


Forum

W zasadzie nie ma problemów z definicją. Ogólnie rzecz ujmując „forum” definiowane jest jako „przeniesiona do form www forma grup dyskusyjnych”. Struktura ta ma służyć do wymiany informacji i poglądów między osobami o podobnych zainteresowaniach przy użyciu przeglądarki internetowej[i].

A jaka jest rzeczywistość?

Na forum jest kilka kategorii „uczestników”. Jak są definiowani owi uczestnicy zależy od woli właściciela – na zasadzie „dziel i rządź”. Na niektórych forach status determinuje czas obecności i aktywności. Na innych ilość i częstotliwość udzielanej pomocy. Na jeszcze innych rekomendacja użytkowników. Ogólnie rzecz ujmując aby przejść z poziomu „uczestnika” do poziomu „użytkownika” należy spełnić jakieś kryteria. Jakie są to kryteria zależy od właściciela forum.  Osoby stosujące odpowiednie socjotechniki mogą w krótkim czasie stać się „bożyszczami tłumu” i de facto zawiadować tym co dzieje się na forum.

Osobną kategorią userów są moderatorzy. To bardzo ciekawa grupa uczestników forum. Mają spore uprawnienia, mogą przydzielać ostrzeżenia, przenosić tematy, wątki i posty. Maja tą wadę, że prawie nigdy nie robią tego do czego zostali powołani – to znaczy nie moderują dyskusji, ponieważ w niej nie uczestniczą. Jak już się ockną z letargu „władców”, przydzielają „wstążki” według własnego widzimisię, żeby nie powiedzieć - na oślep. Co gorsza potrafią być "zblatowani" co w zasadzie uniemożliwia im pełnienie funkcji do, której zostali powołani. 

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że właściciel ma możliwość wycinania wątków, tematów, postów. W ten sposób manipuluje rzeczywistością oraz tym co dzieje się na forum. Odwoływanie się od decyzji moderatora jest bez sensu – ten co przydzielił funkcje nie będzie karał swoich podwładnych, koło się zamyka.

Skutek jest taki, że niezależnie od opinii użytkowników oraz ich intencji – forum prezentuje to czego oczkuje właściciel a nie to co chciałaby wyrazić dana grupa. Taki stan rzeczy jest szczególnie groźny w przypadku for rozpoznawalnych. Nagminne jest traktowanie for jako platformy sprzedażowej oraz miejsca służącego reklamie i promocji towarów i usług przy wykorzystaniu danych i wizerunków oraz wypowiedzi forumowiczów - oczywiście nie pytając ich o zgodę

W ramach Rzeczypospolitej Polskiej fora internetowe są prywatnym folwarkiem ich właścicieli, zarządzanym przez grupę najemników.

Porównajcie tą rzeczywistość z przytoczoną we wstępie definicją. Jak ma się forum do definicji forum?

W tym stanie rzeczy chyba najrozsądniejsze będzie zakładanie blogów i umożliwianie wzajemnej komunikacji do czego szczerze zachęcam

Pozdrawiam

Aleksander



[i] Opracowano za Wikipedią

wtorek, 15 lipca 2014


Witajcie

Troszkę mnie tu nie było.

Tak to czasami bywa gdy codzienność wyznacza inne zadania od tych, którymi chciałoby się poświęcić.

Upłynęło trochę czasu i parę spraw wydaje się godnych skomentowania. Odbyło się parę nurkowań, ktoś komuś zawór zakręcił, Koparki zmieniły właściciela a na niektóre fora branżowe wróciły duchy z przeszłości pod dawno zakamuflowanymi nickami.  Oczywiście do spełnienia pozostaje obietnica dokończenia testu GoPro Hero 3+ o czym nie zapominam

Pozdrawiam

Aleksander

sobota, 8 marca 2014

Test GoPro HERO 3 + SILVER Część II, trochę techniki


Test GoPro HERO 3 + SILVER

Część II, trochę techniki

Druga część testu miała zawierać wyłącznie gotowe materiały, jednak ostatnie dni pozwoliły odkryć kilka ciekawych rzeczy w testowanej kamerce, więc postanowiłem się z Wami tą wiedzą podzielić. Co do obiecanych materiałów – co się odwlecze to nie uciecze J
Jak zapewne pamiętacie w poprzedniej części testu pisałem, między innymi, o baterii a konkretnie o braku ładowarki w zestawie.  Wówczas uznałem, że w zasadzie ten wątek jest wyczerpany – okazuje się, że nie. Diabeł tkwi w szczegółach a w tym przypadku są to szczegóły parametrów akumulatora.
Jeśli ktoś wybiera się na intensywny wyjazd nurkowy z założeniem, że będzie wykonywał kilka nurkowań dziennie i na każdym będzie nagrywał materiał – zapewne planuje zakup dodatkowych akumulatorów tak aby zawsze jeden był ładowany na powierzchni.
Pomysł jest bardzo dobry z tym, że oryginalnego akumulatora do GoPro Hero 3 + Silver w Polsce…nie można kupić (!)

Symbol akumulatora dołączonego do testowanego zestawu to:

AHDBT 302 o parametrach:

3,7 V; 1180 mAh; 4,37 Wh

Akumulatory najczęściej sprzedawane mają symbol AHDBT 301 o parametrach

3,7 V; 1050mAh; 3,885 Wh

Celowo napisałem powyżej „najczęściej sprzedawane”, ponieważ są i takie, które mają blisko 3000mAh. Co ciekawe, niektórzy sprzedawcy reklamując swój towar przekonują, że nie należy wierzyć w abstrakcyjne pojemności akumulatorów i że tylko uczciwi i profesjonalni sprzedawcy podają faktyczną pojemność akumulatora – ech, co za czasy nadeszły.
Równie ciekawym zjawiskiem jest to, że do tych akumulatorów sprzedawane są dedykowane ładowarki procesorowe. Tak sobie myślę: skoro ładowarka jest dedykowana do modelu AHDBT 301 to chyba nie powinienem przy jej użyciu ładować modelu AHDBT 302, który mam w zestawie – a może jednak powinienem?
Wersja 3+ jest sprzedawana w Polsce od dłuższego czasu. Czy akumulatory są w pełni kompatybilne? Prawdopodobnie są, ponieważ sprzedają się ale czy nie byłoby prościej udostępnić w sprzedaży dokładnie takie same akumulatory jak te, które są dołączane do zestawów? Przecież skoro producent wyprodukował i wprowadził na rynek akumulator AHDBT 302 to miał po temu powód. Dlaczego więc mam kupować AHDBT 301 i zastanawiać się o co chodzi?
Jak dobrze poszukać na forach to okazuje się, że do 3+ zalecana jest akumulator AHDBT 302. W prawdzie Użytkownicy stosują zamienniki ale jednak są to zamienniki modelu AHDBT 302 – niestety trzeba je sprowadzać.

Teraz postaram się napisać kilka słów o łączności a dokładniej o Wi-fi.
Tą funkcję dość po macoszemu potraktowałem w poprzedniej części testu – okazuje się, że nie słusznie.
Generalnie, po stronie kamery Wi-fi działa bez zarzutu. W instrukcji jest mowa o konfigurowaniu przez aplikację – w praktyce można skonfigurować dostęp bez używania jakiejkolwiek aplikacji z dowolnym urządzeniem mającym Wi – fi. Duży plus dla producenta. Więcej możliwości otrzymuje się jednak poprzez skonfigurowanie połączenia za pomocą aplikacji – i tu zaczynają się schody.
Producent kamery chwali się tym, że kamerą można sterować za pomocą smartfona oraz, że można za pomocą połączenia Wi-fi obejrzeć wyprodukowany materiał.
 
No nie zupełnie tak jest.
Po pierwsze trzeba mieć świadomość, iż większość aplikacji do obsługi GoPro jest tak napisana, że instaluje się w pamięci głównej smartfona i nie ma możliwości przeniesienia tej aplikacji na kartę pamięci. Ponieważ aplikacja taka ma około 16 MB w momencie instalowania - może się okazać, że ilość wolnego miejsca w obszarze pamięci wewnętrznej telefonu jest niewystarczająca. Waga 16 MB nie powala ale pamiętajmy, że wewnętrzna pamięć telefonu jest w większości zajęta przez aplikacje wgrane wraz z daną wersją oprogramowania, których to aplikacji nie da się usunąć. Oczywiście są już dostępne smartfony o dużej pojemności pamięci wewnętrznej i takowe nie będą miały opisywanych powyżej problemów ale to nie znaczy że już wszystko gra. Można też próbować rozwiązać problem przez reinstalację systemu na – powiedzmy bardziej „przyjazny” ale odbywa się to na wyłączną odpowiedzialność użytkownika smartfonu J
Kolejny problem to procesor smartfona. Kamera nagrywa film w formacie MP4. Jest to zrozumiałe ze względu na konieczność odpowiedniego spakowania filmu zapisywanego w rozdzielczości 1080p. Problem zaczyna się, gdy trzeba taki film odtworzyć. Procesor musi jednocześnie rozpakować film, wyświetlić ten film i najlepiej by było żeby jeszcze obsłużył Wi-fi – wszystko w czasie rzeczywistym i razem. Smartfon o parametrach Samsung Galaxy Ace III tego nie potrafi. Owszem ilość miejsca w pamięci wewnętrznej jest wystarczająca do odpowiedniej aplikacji GoPro, są drivery obsługujące MP4 ale procesor nie daje rady.
Dla porównania tablet z czterordzeniowym procesorem na Androidzie 4.4.2 wyświetla film w rozdzielczości 1080p bezpośrednio z połącznia Wi-fi a buforowanie jest niezauważalne dla użytkownika J

Czas na wnioski.
Kamera jest warta grzechu, ale po raz kolejny okazuje się, że odpowiednia doza rozsądku i rezerwy jest wskazana jeśli chodzi o oczekiwania z nią związane.
Nie da się obsłużyć GoPro jakimkolwiek smartfonem. Należy liczyć się z tym, ze powinien być to smartfon lub tablet raczej z wyższej półki.
Aż strach pomyśleć jaki sprzęt trzebaby mieć żeby odtworzyć na smartfonie film w 4K J  

Pozdrawiam i zapraszam na kolejną część testu GoPro HERO 3 + SILVER  


Aleksander

czwartek, 6 marca 2014

Pałacowa Porażka


Pałacowa Porażka

The show must go on PostScriptum

Gdy piszę ten tekst post z Forum, opatrzony podtytułem tego artykułu, został wyświetlony ponad 2000 razy i został opatrzony ponad 30-stoma komentarzami. To sporo, zważywszy, że post Użytkownika „TargiNurkowe” w sprawie „Podwodnej Przygody” został wyświetlony ponad 2600 razy i doczekał się łącznie ponad 30-tu komentarzy. Oczywiście można znaleźć posty o dużo większej popularności ale poruszony przeze mnie temat nie jest aż tak emocjonujący, za to skłania do refleksji.

Dla osób, które nie czytały mojego postu na http://forum-nuras.com/viewtopic.php?t=35641 a chcą być w temacie artykułu załączam cytat:

            THE SHOW MUST GO ON"
czyli komu potrzebne są targi nurkowe
Pytanie zawarte w temacie wydaje się banalne. Jednak po wizycie na Podwodnej Przygodzie vol. 5 mam inne zdanie.

A było tak:
Pociąg IC wtacza się na peron Warszawy Centralnej około godziny dziesiątej. Podróż przebiega raczej miło, nowy wagon IC, są rolety w oknach, działa ogrzewanie i wentylacja, dywanik na podłodze w przedziale, działają gniazda 230 V (sześć sztuk). W toalecie jest mydło i ręczniki, spłuczka działa prawidłowo – nie do wiary a jednak. Żeby nie było niedomówień, wszystko to w drugiej klasie. Wysiadam z pociągu, miły Pan ochroniarz w sposób zrozumiały wskazuje drogę.
Docieram do Pałacu. Hm … które wejście?. No dobra, mam czas więc mogę obejść ten zabytek dookoła. Tak też robię i znajduję wejście. Załoga Targów miła ale nikt nie mówi, że w Pałacu jest szatnia – jak nie zapytasz, grzejesz się w tym co masz. Ja wiem, że dla „stoliczan” szatnia w Pałacu jest oczywista ale skoro przyjechały „słoiki” to może warto im wskazać, że jest…szatnia.
Jestem ciut wcześniej więc pozwiedzam. Krótki rekonesans po stoiskach i już widać, że lista wystawców ma się ni jak do tego co było na stronie internetowej jeśli chodzi o reprezentację marek ale cóż – może trzeba się postarać żeby znaleźć sprzedawcę (sic).
Przedstawiciel GEPN – co mikrofonem włada - zachęca do udziału w seminariach, ludziska zaczynają się schodzić – ok., myślę sobie impreza się rozkręca.
Jest sobota a więc tuż po dziesiątej zaczyna się prezentacja fundacji „Tacy sami”. W Sali seminaryjnej garstka ludzi a szkoda. Dziewczyny bez zbędnych figur mówią o nurkowaniu osób niepełnosprawnych. To, o czym mówią jest bardzo ciekawe zarówno pod względem nurkowym jak i zwyczajnie ludzkim. Szkoda, że zostały wysłuchane przez góra kilkanaście osób. Mam jednak nadzieję, że w tej wąskiej grupie kilkunastu osób znajda się Ci, którzy wesprą tą inicjatywę.
Około godziny jedenastej jest kolejny wykład. Marcin Dąbrowski mówi o wyparciu w obliczu choroby dekompresyjnej. Na sali jest zdecydowanie więcej osób niż na poprzednim wykładzie. Nie wiem czemu miał służyć ten wykład. Objawy choroby dekompresyjnej są powszechnie znane nurkom, tu nie ma czego się wypierać. Jeśli poszkodowany udaje, że nic mu nie jest to w jego otoczeniu są inni nurkowie i powinni zainteresować się Kolegą – w czym więc rzecz?
Przyszedł czas na prezentację Michała Kosuta. O ile na prezentacji szefa szkolenia CMAS było mdło i nijak o tyle Michał dał popis nowoczesnej interakcji w prowadzeniu szkoleń. Bełkot merytoryczny dało się odczuć od początku ale przynajmniej było wesoło. Przeciętny uczestnik wykładu zaczerpną sporą ilość wiedzy historycznej na temat Pana Haldana i jego rodziny oraz na temat odkryć nie mających związku z nurkowaniem po to aby w konsekwencji dowiedzieć się, że sześć tkanek Halanda to archaizm nie wykorzystywany w dzisiejszych obliczeniach na potrzeby opracowania algorytmów dekompresji -  no k…wa majstersztyk. W sumie było jak na spotkaniu pewnej organizacji handlowej czyli rączki do góry, rączki na klatę a jak komuś nie pasuje to główka w sufit – resztę sobie dopowiedzcie. Ach – byłbym zapomniał, uczestnicy wykładu mogli się dowiedzieć o możliwościach jakie daje DAN – w szczególności : darmowym szkoleniom w języku polskim po zalogowaniu na właściwą stronę – oczywiście tylko dla członków DAN. Dla przykładu pakiet silver 85 EUR – szkolenie gratis.
Po tym wydarzeniu w planach jest zamknięte spotkanie PADI – całe szczęście bo zwykły Polski nurek mógłby tego nie przetrwać. Robię, więc kolejną rundkę po stoiskach i wyruszam na miasto w celu poszukiwania obiadu i przemyślenia tego czego doświadczyłem.
Obiadek był całkiem smaczny i w przyzwoitej cenie choć nieco za tłusty - jak dla mnie, osobom zainteresowanym podam namiar J.
Wracam na Targi tuż przed wykładem Starnawskiego ale na tyle wcześnie, żeby zająć miejsce siedzące – to wkrótce okaże się ważne. Do godziny piętnastej jest jeszcze około piętnaście minut. Na sali jest już sporo osób a sam Starnawski walczy z kablami, pyta wielokrotnie czy jest ktoś z obsługi bo jest problem z dźwiękiem – obsługi nie ma. Krzysztof próbuje znaleźć pomoc wśród zgromadzonych ale bez skutecznie.
Najbardziej podobała mi się pewna młoda dama, która w pewnym momencie pyta Starnawskiego: Kim Pan jest?. Odpowiedź: Krzysztof jestem.
Ostatecznie prezentacja rusza po przymocowaniu mikrofonu do laptopa za pomocą silver tape.
Starnawski prezentuje filmy i zdjęcia z trzech destynacji szkoda, że jak sam zaznaczał, materiały te są powszechnie dostępne w intrenecie. Drugi wykład nie odbył się. Sala jest pełna, ludzie stoją wszędzie – nie ma czym oddychać.
Powyżej zaprezentowałem kompendium faktów, z którymi chyba nikt kto był w sobotę na targach nie będzie chciał dyskutować. A teraz analiza.

Przejmujący jest poziom konsumpcjonizmu wśród nurków. Poziom ten odzwierciedla ilość słuchaczy na poszczególnych wykładach. Ludzi z organizacji „Tacy sami” nie chciał słuchać prawie nikt, na wykładzie Starnawskiego był tłum. Tacy Sami mówili o ważnych sprawach, mówili o zagadnieniach powszechnie nie znanych. Krzysztof ponownie zaprezentował to co „uważny nurek” już widział. Michał powiedział o czymś co nikomu się na nic nie przyda a Marcin zagaił temat o nie wiadomo czym.

Tak wygląda ocena sobotnich seminariów w ramach tak zwanego „Święta nurkowego”
A co z wystawcami? No cóż, na palcach jednej ręki mogę policzyć wystawców zainteresowanych klientem wchodzącym na stoisko. Takich wystawców było pięciu. Pozostali cieszyli się najwyraźniej tym, że są i byli bardzo sobą zajęci. Hitem targów w kategorii: wystawca, jest pewna znana powszechnie firma sprzedająca sprzęt nurkowy, na stoisku, której pracownik  nie potrafił wyjaśnić podstawowych różnic pomiędzy poszczególnymi modelami sprzętu a nawet nie znał ceny danego modelu. O wszystkim miał decydować KIEROWNIK. A że był zajęty to nie zdecydował o niczym bo Klienci poszli gdzie indziej. 
Nazw Firm celowo nie wymieniam. Ta piątka odbierze swoją zapłatę od zadowolonych klientów, pozostali też.
Uwaga ogólna: Na targach praktycznie nie było ofert specjalnych. Ceny sprzętu nie tylko nie były niższe od cen ogólnie oferowanych a w wielu przypadkach były wyższe. To jest totalne nieporozumienie. Jest oczywistym, że jeśli ktoś inwestuje w wyjazd na targi lub na DD to oczekuje ofert cenowych znacznie lepszych od tych powszechnie dostępnych. Nie po to inwestuje się w uczestnictwo w takiej imprezie aby dobrze zrobić organizatorowi.
Niech nikt też nie mówi, że targi służą nawiązywaniu kontaktów. Parę takich nawiązałem i miałem otrzymać konkretne oferty na e-mail. Pisząc ten tekst – ofert nie mam.
Sumując, chyba warto sobie odpowiedzieć na pytanie zawarte w tytule. Chyba już czas aby zmienić formułę targów nurkowych tak aby były to targi dla nurków a nie dla organizatora i wystawców. Polscy nurkowie nie są oszołomami i byłoby fajnie gdyby biznes nurkowy to zrozumiał

Pozdrawiam
Aleksander     
P.S po czasie:
Zacząłem się zastanawiać, dlaczego wyszło tak jak wyszło. Może rzecz w tym, że targi nurkowe powinni organizować…nurkowie? Pamiętam zeszłoroczny Festiwal Wrakowy w Łodzi. Impreza trwała jeden dzień ale było to faktycznie dzień dla nurków. Ilość warsztatów i prezentacji mogła zadowolić najbardziej wybrednych. Po warsztatach Piotra Kardasza można było obejrzeć sprzęt, którego używa, otrzymać radę czy podpowiedź jak robić film – Piotr był bardzo komunikatywny. Podobnie było na warsztatach z Adamem Wysoczańskim, o rebah nie tylko się słuchało ale w sali było kilka różnych jednostek, każda do obejrzenia – Adam odpowiadał na pytania jeszcze długo po warsztatach. O prezentacji Tomka Stachury „Mars 2011” nie wspominam. Każdy, kto jest zainteresowany może obejrzeć program Festiwalu – w dalszym ciągu jest dostępny w sieci.
A pro po podtrzymywania relacji i potrzeby po prostu bycia na targach – Diving Party też było i przyjść mógł każdy.

W mojej ocenie targi dla samych targów nie mają żadnego sensu i może byłoby lepiej aby w przyszłości organizator zorganizował seminarium dla przedstawicieli biznesu nurkowego zamiast mamić nurków nie wiadomo jakim show, które w efekcie kończy się porażką.
Chciałbym aby organizator miał świadomość, że były osoby, które przejechały pół kraju, wydały konkretne pieniądze i poświęciły swój czas – zachęceni szumnymi obietnicami.
Wiem, że ci ludzie nie odzyskają swoich pieniędzy ale też chyba większość z nich nie da się nabrać na kolejne „Targi”.
Wśród komentarzy do postu pojawiła się propozycja wcielenia targów do imprezy pod nazwą „Wiatr i woda”. Osobiście nie za bardzo podoba mi się taki pomysł. Nie mam nic przeciwko współpracy z koleżankami i kolegami reprezentującymi inne sporty związanie z wodą ale chyba lepiej byłoby gdyby odbyło się to na zasadzie imprez równoległych. Mogą być w tym samym czasie i w tym samym miejscu jednak jako imprezy równorzędne. Odnoszę również wrażenie, że nurkowie są w stanie samodzielnie zorganizować imprezę dla siebie w taki sposób aby być gospodarzami tej imprezy a nie zaproszonym tłumkiem.
Taka impreza powinna być zorganizowana w miejscu gdzie jest możliwość przeprowadzenia warsztatów w znośnych warunkach a nie w obiekcie, którego główną zaletą jest samo istnienie obiektu. Istotnym wydaje się aby organizator wypracował wspólnie z wystawcami możliwe akcje promocyjne ale takie realne i aby wystawcy chcieli dostrzec, że dookoła są klienci. To samo dotyczy federacji nurkowych. Czy naprawdę stoi coś na przeszkodzie aby zorganizować w czasie takiej imprezy np. kurs nitroxowy za symboliczną opłatę? Pomysłów na to co powinno się dziać na imprezie nurkowej trzeba szukać wśród nurków. Jakoś nikomu nie przyszło do głowy przeprowadzenie ankiety na temat oczekiwań nurków – czego się spodziewają po takiej imprezie? Ja wiem, że pomysły mogą być abstrakcyjne ale dobrze ułożona ankieta zakładająca odrzucenie pomysłów nierealnych mogłaby być bardzo pomocna.
To chyba tyle. Zaczynam zastanawiać się nad wyzwaniem pod tytułem Targi Nurkowe.

Tak czy owak – do zobaczenia na prawdziwej imprezie nurkowej oraz oczywiście pod i nad wodą

Pozdrawiam

Aleksander


P.S. II. (2014-03-06) Komentarze do pierwotnego postu były generowane dla potrzeb publikacji w NurasInfo na marzec 2014. Niestety ostatecznie Wydawca - bez powiadomienia -  zdecydował się zamieścić tekst zgoła inny. Przesłanki dla podjęcia tekiej decyzji nie są mi znane. Nie mniej jednak publikuję tekst w wersji oryginalnej a ocenę pozostawiam Czytelnikowi.   
 
Aleksander  
 

niedziela, 23 lutego 2014


Test GoPro HERO 3 + SILVER

Część I, test powierzchniowy oraz podwodny basenowy
Pierwsze wrażenia

Kamera zapakowana w plastykowy pojemnik z papierową nakładką, w której kryje się kolejny kartonik zawierający instrukcje i akcesoria. Instrukcja w języku polskim jest czytelna i zrozumiała. W zestawie jest kilka podstawowych uchwytów i już na pierwszy rzut oka widać, że będą niewystarczające. Producent dołączył kabel USB umożliwiający podłączenie urządzenia do komputera i … na tym koniec.  O ile skąpą ilość uchwytów można tłumaczyć tym, że mamy do czynienia z tak zwaną „action cam” a więc każdy dobierze sobie odpowiednie uchwyty, w zależności od uprawianego sportu i potrzeb osobistych – o tyle brak ładowarki jest totalnym nieporozumieniem.  Wyszło na to, że według producenta, powinienem zawsze mieć ze sobą komputer.

Koszt ładowarki zależny jest od preferencji. Można kupić wtyczkę sieciową z gniazdem USB – cena 25 zł, można kupić wtyczkę do gniazda samochodowego z gniazdem USB, cena również 25 zł ale najrozsądniejsze rozwiązanie to chyba jednak ładowarka z kablem sieciowym i do gniazda zapalniczki za niespełna 50 zł. Wszystko do kupienia na popularnym portalu aukcyjnym lub  u jednego z wielu dealerów. W zestawie nie ma również karty pamięci. Wymagana karta SDHC co najmniej 10-tej klasy szybkości – koszt około 70 zł (16GB) . Cena samej kamery od 1 200,00 zł do 1 500,00 zł, choć pewnie znajdą się osoby, które kupią taniej. W sumie okazuje się, że cena samej kamery nie wiele ma wspólnego z ceną urządzenia gotowego do pracy. Zupełnie odrębną kwestią jest podjęcie decyzji o zakupie dodatkowego akumulatora – koszt od 50 do 100 zł. Temat zakupu dodatkowego akumulatora może mieć znaczenie w trakcie safari gdzie wykonuje się trzy do pięciu nurkowań dziennie. A pro po safari, obecnie obudowy podwodne do GoPro mają wskazanie wodoszczelności do 40m a nie jak na niektórych portalach jest prezentowane do 60  m. Warto zwrócić uwagę na ten parametr przy zakupie konkretnego egzemplarza, tym bardziej, że z nieoficjalnych informacji wynika, że seria „+” ma czujnik głębokości a więc ewentualne roszczenia z tytułu zalania mogą nie zostać zaspokojone. Informacja o czujniku głębokości jest nieoficjalna i nie była przeze mnie weryfikowana.

Gwarancja polska 24 miesiące.

Wracając jeszcze do karty, sprzedawca zapewniał, że kamera potrzebuje około 4 GB na zapis trwający jedną godzinę.  Biorąc pod uwagę, że bateria ma wystarczać na dwie godziny, karta 16GB wydawała się optymalna. W praktyce w czasie testu basenowego niespełna 40 minut materiału zajęło ponad 6 GB. Kamera zarejestrowała materiał w trzech plikach po 2 GB z przechodem każdy. Dodać należy, że ustawiona była maksymalna rozdzielczość 1080p.

Ok, po otwarciu pudełka i pierwszej konsternacji związanej z jego zawartością, czas na kolejną konsternację. Kamera zamontowana jest na uchwycie przytwierdzonym do wewnętrznego pudełka zawierającego instrukcje i akcesoria. W prawdzie mocowanie jest na śrubie z uchwytem motylkowym, jednak śruba ta jest tak mocno dokręcona, że poluzowanie jej ręką bez ryzyka uszkodzenia obudowy nie jest możliwe. W moim przypadku musiałem użyć śrubokrętu krzyżakowego do poluzowania uchwytu (!) .  Okazuje się, więc, że kamera nie jest raczej urządzeniem „Plag and Play”. Mimo, że bateria była naładowana w 60% nie można było zdjąć kamery ze statywu bez użycia narzędzia.

Podłączam kamerę do laptopa, system bez problemów wyszukuje właściwe drivery i tym razem w trybie „Plag and Play” instaluje urządzenie. Należy jednak pamiętać, że karta pamięci dla systemu operacyjnego komputera będzie widoczna po drugim podłączeniu kabla USB. Producent w instrukcji wskazuje, że gdyby komputer „nie widział” po pierwszym podłączeniu karty pamięci kamery należy zamknąć okno dialogowe dysków i ponownie je otworzyć – to nie pomaga. W praktyce należy odłączyć kabel USB i ponownie podłączyć – karta będzie widoczna. Nie wiem czym spowodowana jest ta „nieścisłość” – być może to błąd w tłumaczeniu instrukcji.

Uwaga dodatkowa jest taka: sugeruję korzystać z opcji bezpiecznego odłączania i podłączania sprzętu, której tu nie będę opisywał, uznając, że jest znana użytkownikom komputerów.  To, o czym należy pamiętać to wyłączanie kamery przed odłączeniem / podłączeniem do komputera.

Dalsze czynności przebiegają już bez kłopotów. Kamera ładuje baterię, o czym świadczy czerwona dioda (zgaśnie po pełnym naładowaniu baterii) a ja w tym czasie mogę pobawić się ustawieniami. Jak już pisałem instrukcja jest czytelna, więc nie ma problemu z doborem ustawień. Mały wyświetlacz sprawdza się nad podziw dobrze. Przy pomocy piktogramów prezentuje to, co użytkownik aktualnie robi czy jakie wybrał ustawienia. Zrobiło się późno, więc na pierwsze testy przyjdzie czas jutro J.

Test powierzchniowy w pomieszczeniu zamkniętym i na zewnątrz   

Czas postawić tezę ogólną, do której będę się często odwoływał w dalszej części tekstu.

GoPro jest kamerą niezwykle wrażliwą na zmianę oświetlenia i bardzo wymagającą, jeśli chodzi o ilość światła w ogóle.

Nie wiem czy zwróciliście uwagę na fakt, że wszystkie filmy reklamowe GoPro są kręcone w pełnym świetle. Jeśli filmik jest o nurkowaniu to jest to płytkie nurkowanie w bardzo słoneczny dzień. Jeśli są to sporty zimowe to również reklamówka jest kręcona w słoneczny dzień a sama obecność śniegu potęguje efekt i „doświetla” plan. W przypadku sportów motorowych – podobnie, pełne słońce. Jakoś nie spotkałem oficjalnej reklamówki z nurkowania nocnego – a przydałoby się.

Tak czy owak testy powierzchniowe (pominięto test w pełnym słońcu z przyczyn oczywistych) były prowadzone z użyciem źródła doświetlającego. Nie bez przyczyny, jako źródło doświetlające wybrałem AZONA a konkretnie AZONA 2000. Latarka ta oparta na 6-ciu diodach może być latarką główna jak i backupem. Daje możliwość regulacji mocy w trzech zakresach a jej cena koresponduje z tym, co sobą reprezentuje – czego niestety nie da się powiedzieć o produktach powszechnie reklamowanych.

Ale wróćmy do testu. Postanowiłem dokonać porównania zapisu w pomieszczeniu zamkniętym i na przestrzeni otwartej przy tych samych ustawieniach kamery i latarki. Okazuje się, że zapis z pomieszczeń zamkniętych jest nieco inny (lepszy) od zapisu z terenu otwartego. W moje ocenie jest to związane z tym, że w pomieszczeniu zamkniętym ściany odbijają część światła z czym nie mamy do czynienia na przestrzeni otwartej.

Te szczegóły nie maja jednak wpływu na ogólny wynik testu, ponieważ testujemy kamerę pod kątem przydatności w nurkowaniu J

GoPro HERO 3 + silver potrzebuje światła, dużo światła J

Użyta przeze mnie latarka daje możliwość sterowania ilością emitowanego światła. Na pierwszym stopniu (światło na poziomie około 230 lm) mamy do czynienia z totalna porażką. Ludzki wzrok radzi sobie ale materiał zapisany przez kamerę praktycznie jest nie czytelny. Kolejny próg oświetlenia to drugi stopień (około 800 lm) kamera zapisuje obraz z jakością odpowiadającą latom siedemdziesiątym. Dojrzalsi czytelnicy zapewne pamiętaj  przesuwające się szaroczarne pasy na ekranie telewizora. Tak samo zapisuje testowana kamera przy wskazanym poziomie oświetlenia, do tego ogólne szumy. Dopiero przełączenie latarki na maksymalną moc daje zadowalający efekt.

Wniosek jest taki, że światło na poziomie 1600 lm jest wystarczające do zapewnienia właściwej pracy testowanej kamery w warunkach powierzchniowych.

Ponieważ latarka, której używałem do testów daje możliwość zmiany kolimatora, a co za tym idzie kąta świecenia, pozwoliłem sobie wykonać test dodatkowy.

Sprawdziłem jak testowana kamera zachowuje się przy kolimatorze dającym snop około 10 stopni a jak zachowuje się przy kolimatorze dającym snop około 24 stopni.

Ogólnie światło poniżej 1600 lm to porażka, natomiast kąt ma znaczenie w temacie oświetlenia planu. Jeśli snop światła będzie miał około 10 stopni, centralna część planu będzie „przepalona” a cała reszta niedoświetlona. Jeśli kąt będzie miał około 24 stopni, zniknie efekt „przepalenia” centralnej części planu, więcej będzie widać w pozostałej części planu.

Oczywiście, jeśli chce się uzyskać efekt prezentowany na filmach czołówki nurków – fotografów to testowany sprzęt i proponowane oświetlenie nie mają zastosowania. Moc używanych do takich filmów lamp jest wielokrotnie wyższa, podobnie jak wartość kąta takiej lampy.

Oczywiście można nakręcić fajny filmik z prac podwodnych przy użyciu GoPro ale będą potrzebni do tego dodatkowi nurkowie, którzy przy pomocy odpowiedniego sprzętu doświetlą plan.
To tyle jeśli chodzi o testy powierzchniowe, przejdźmy teraz do testu basenowego.

Test był wykonywany na basenie bez oświetlenia podwodnego.  Jedyne źródło światła to światło dzienne wpadające przez jedną z przeszklonych ścian oraz oświetlenie hali basenowej – dość mocne. Maksymalna głębokość około 3,3 m. Na powierzchni, wewnątrz hali basenowej kamera radzi sobie świetnie.

Pierwsze zanurzenie J    

Na płytkiej wodzie kamera rejestruje obraz prawidłowo, jednak zanurzenie na dno powoduje znaczną zmianę jakości nagrania. Ostrość jest bez zarzutu jednak zaczynają ginąć kolory. Wyraźnie widać przewagę koloru zielonego. Skierowanie kamery ku powierzchni powoduje powrót do prawidłowej pracy, skierowanie kamery do dna powoduje pojawienie się przewagi koloru zielonego.

Jak widać kamera jest wrażliwa na ilość światła i to bardzo.  Zmiana jakości zapisu potrafi być wręcz skokowa. Nie zrażam się jednak i przystępuję do następnego testu. Tym razem zabieram  ze sobą latarkę – mimo, że test jest robiony w dzień. Nauczony zdobytym już doświadczeniem od razu zakładam kolimator 24 stopnie.

Użycie latarki diodowej (ten sam AZON) powoduje znaczną poprawę jakości zapisu. Plan, będąc lepiej doświetlony, prezentuje bardziej naturalne barwy. Skierowani kamery ku powierzchni nie powoduje skokowej zmiany zapisu. Postacie filmowane pod wodą są bardziej naturalne. Po raz kolejny należy zauważyć, że GoPro potrzebuje światła.

Testy basenowe z użyciem dodatkowego źródła były wykonywane w dzień. Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że wynik testów w stricte nocnych warunkach – będzie zupełnie inny. Myślę jednak, że wynik tych testów – choć niewątpliwie zdecydowanie bardziej spektakularny – nie zachwieje tezą ogólną, mówiącą o tym, że GoPro kocha światło.

Kończąc chcę wyrazić nadzieję, że znajdą się producenci / dealerzy, którzy zechcą udostępnić swoje światła do testów

Podsumowanie i wnioski

Nasuwa się pytanie: czy warto kupić GoPro a jeśli tak, to czy w wersji silver?

Moim zdaniem – warto kupić GoPro a wersja silver wydaje się optymalna.  Rozpatrując relację ceny do tego co się za tą cenę otrzymuje GoPro ma najlepszy współczynnik. Za 1 500 zł nie kupi się lepszego sprzętu do fotografii podwodnej umożliwiającego pracę na maksymalnej głębokości 40m. Kamera jest wymagająca jeżeli chodzi o ilość światła ale nam nurkom znane jest zjawisko utraty kolorów wraz ze wzrostem głębokości. Po prostu aby nakręcić dobry materiał należy zabrać ze sobą światło a do pewnych głębokości zamiast światła można stosować filtry.

Co do wersji, chyba nie warto kupować wersji Black, no chyba że komuś zależy na posiadaniu pilota do sterowania 50 – cioma kamerami albo na posiadaniu możliwości nagrywania w 4K. Ja nie mam takich potrzeb. Ponadto nagranie materiału w 4K nie załatwia sprawy. Trzeba mieść komputer, który obsłuży oprogramowanie do edycji materiałów w 4K, mieć w ogóle to oprogramowanie. Przydałby się też odpowiedni telewizor i odtwarzacz. Myślę więc, że w większości przypadków należałoby wymienić cały sprzęt aby móc w pełni korzystać z dobrodziejstw 4K.

Wersja White wydaje się być biegunowym przeciwieństwem wersji Black, więc chyba też nie jest odpowiednim rozwiązaniem.

To oczywiście moje zdanie, jeśli chodzi o wybór wersji. Czytelnik podejmie własną decyzję J.

Ach, byłbym zapomniał. GoPro Silver ma Wi-fi. Sterowanie można wykonać za pomocą smartfona. Dostępna jest duża ilość darmowych aplikacji na smartfona, nie będę ich tutaj omawiał.

Ta część testu dobiegła końca. Zupełnie świadomie i celowo nie zamieszczam zdjęć i filmów. Nie dla tego, że jestem skąpy tylko dla tego że materiały, których zapis tu przedstawiłem byłyby praktycznie na każdym komputerze inaczej wyświetlane. To jak użytkownik widzi materiał źródłowy umieszczony w sieci zależy od rodzaju komputera, ustawień osobistych a nawet jakości łącza. U niektórych użytkowników szumy, czy pasy na niedoświetlonym materiale mogłyby być - powiedzmy mało widoczne a u innych efekt ten byłby przejaskrawiony. Starałem się jednak jak najbardziej precyzyjnie opisać wszystkie zaobserwowane zjawiska.

Dla równowagi część druga testu będzie się składała wyłącznie z gotowych materiałów – no może z małym komentarzem J. Będę chciał zaprezentować gotowy materiał obrobiony w odpowiednim oprogramowaniu. Podam też nazwę tego oprogramowania oraz wskażę co dokładnie było zmieniane.

Zależy mi na tym aby ten test był kompletny i rzetelny, aby Czytelnik wiedział czym jest GoPro, jakie ma wady, jakie zalety oraz jakie ma wymagania  aby można było osiągnąć efekty takie jak prezentowane są w filmach umieszczanych na popularnych portalach.

A więc, do zobaczenia w krótce na drugiej części testu GoPro Silver +